INKA 1946 – Ja jedna zginę

Rankiem 28 sierpnia 1946 r., na 6 dni przed osiemnastymi urodzinami, Danka Siedzikówna „Inka” weszła do sali egzekucyjnej w gdańskim więzieniu przy ul. Kurkowej. Była godzina 6:15. Sala egzekucyjna pełna ludzi. Wśród nich przejęty tą sytuacją do głębi wikariusz kościoła garnizonowego w Gdańsku ks. Marian Prusak, który dwie godziny wcześniej spowiadał „Inkę”. …
Odczytano wyrok. Strzały z pepesz drasnęły tylko dziewczynę i zraniły jej towarzysza niedoli, oficera wileńskiej AK Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. Zanim te strzały padły, obydwoje zdążyli krzyknąć: „Niech żyje Polska!”. Oszołomieni hukiem wystrzałów osunęli się na ziemię, „Inka” podniosła się raz jeszcze i krzyknęła: „Niech żyje major „Łupaszko” !!!. Dowódca plutonu egzekucyjnego, oficer KBW, podszedł i z bliskiej odległości, strzałami z pistoletu w głowę, zabił obydwoje.
W pożegnalnym grypsie, przekazanym z więzienia tuż przed śmiercią, Danka napisała: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba…”.